Apetyt i rozwój

Czy słyszeliście o tym, że pierwsze 8 lat życia dziecka rodzic marzy o tym, żeby dziecko jadło a przez kolejne 10 marzy o tym, żeby jadło mniej? Dużo prawdy jest w tym stwierdzeniu! Otóż temat jedzenia jest dla dziecka przez pierwsze 8 lat życia jednym z tematów... Najmniej ciekawych!
W psychologi rozwojowej dziecka wyróżnia się okresy wzmożonego jak i oslabionego apetytu. Zatem, od początku...  W wieku niemowlęcym apetyt zazwyczaj jest na dobrym poziomie, niemowlę chętnie
spożywa mleko naturalne lub modyfikowane, próbuje nowe smaki. I nadchodzi przełomowy drugi i trzeci rok życia, gdzie apetyt naszego dziecka spada... Znacząco! Dla maluchów w wieku 1-2 lat, jedzenie jest na ostatnim miejscu w kręgu
zainteresowań! Otaczający świat i doświadczanie - to nasze pociechy zajmuje najbardziej. W tym czasie również  zaczynają kształtować się gusta i upodobania, które niejednokrotnie spędzają sen z powiek nam rodzicom! I tak, dla przykładu parówka, ale bez skórki, marchewka, ale koniecznie ugotowana, spaghetti, ale z makaronem w zwierzątka, i tak dalej... Znamy to doskonale!

W wieku ok 3 lat dziecko bardziej otwiera się na próbowanie nowych smaków, choć nie trwa to długo! Cztero I pięciolatek nabywa tak wiele nowych umiejętności, chłonie bodźce wszystkimi zmysłami, jest w ciągłym ruchu - rzadko kiedy jest tu miejsce na temat jedzenia! Obserwuje się ponowną sztywność w jedzeniu, większą potrzebę jedzenia tego, co znane i przewidywalne. Spokojnie, spokojnie! Rodzice sześciolatków wiedzą doskonale, że w końcu
nadchodzi czas, w którym pociechy zaczynają chętniej eksperymentować z jedzeniem - chcą niejednokrotnie próbować tych potraw, które goszczą na talerzach dorosłych :) Jest to również wiek, w którym dziecko świadomie wybiera potrawy, które lubi i odrzuca te, które mu nie smakują. Zahamowanie apetytu w 7 i 8 roku życia dziecka? Tylko nie to! A jednak…przygotowując posiłek dla 7 latka możemy nie lada się natrudzić! Ser żółty? Oczywiście, ale tylko o ulubionym kształcie i smaku. Papryka? Jak najbardziej-  w potrawce, w towarzystwie wyłącznie brokuła. Ogórki kiszone? Chętnie, o odpowiednim poziomie zakwaszenia! Przypomina wam to coś? Jasne! Znany wszystkim czas sztywności i wybiórczości w jedzeniu, gdy nasza pociecha miała niecałe 2-3 lata! Z tą różnicą, że dzieci po ukończeniu 6 i 7 roku życia zazwyczaj lubią jeść a ich apetyt niejednokrotnie jest większy od dorosłego! O co zatem chodzi? W tym czasie gust dziecka jest znacząco ukierunkowany, nasz młody smakosz zna swoje ulubione smaki, konsystencję, sięga po potrawy dobrze mu znane. Jednocześnie zazwyczaj chętnie próbuje nowości i włączą do swojej diety te smaki, które pozna i polubi na nowo.  Pierwsze 8 lat życia dziecka za nami. Co później? Temat jedzenie spada na drugi plan. Zauważa się stabilność w jedzeniu, dziecku zdarza się jadać poza domem znacznie częściej niż we wcześniejszych latach, duże znaczenie ma to, co jadają rówieśnicy, którzy niejednokrotnie motywują do wzbogacania diety o nowe smaki. Nastolatek w rodzinie. Rodzice nastolatków- czy macie wrażenie, że Wasz syn i córka mówią i myślą o jedzeniu prawie cały dzień? Zwłaszcza  w wieku 14-17 lat? Wynika to głównie z burzliwych i intensywnych zmian w rozwoju psychofizycznym nastolatka. Dojrzewające ciało potrzebuje zbilansowanej diety i dostarczania odpowiedniej ilości energii . Na początku okresu dojrzewania – 10-11 lat , mogą wystąpić pierwsze objawy zaburzeń odżywiania, ważne, żeby jak najszybciej zwrócić na nie uwagę i otoczyć odpowiednim wsparciem. Nastolatkowie najczęściej sami komponują sobie posiłki i odpowiadają za zaspakajanie głodu poza domem a grupą, którą chętnie naśladują stanowią rówieśnicy, stąd nasz rodzicielski wpływ na kwestie żywieniowe nastolatka, znacząco spada. Warto podążać za gustami córki i syna i wykazywać wobec ich diety raczej zainteresowanie niż potrzebę kontroli.


Zmiana nawyków żywieniowych w rodzinie

Czym jest zmiana?

Zmiana traktowana jest jak proces, w którym wychodzimy ze znanych nam schematów, poszerzamy perspektywę w przestrzeni, gdzie dokonuje się zmiana. Proces ten, możemy porównać do pokonywania drogi, raz prostej , raz wyboistej, Mamy na tej drodze różne odcinki, te, które pokonujemy w szybkim tempie oraz te, wymagające włożenia więcej wysiłku. Niejednokrotnie potrzebne nam są przerwy, aby się rozejrzeć, odpocząć a czasem
zrobić krok w tył by sprawdzić czy czegoś nie zgubiliśmy. Jak przygotowujemy się do drogi? W życiu pojawiają się różne motywacje do podjęcia zmian. Czynnik zdrowotny stanowi tu jedną z kluczowych ról w podejmowaniu decyzji do wyruszenia w drogę ku zmianom. W rodzinie bardzo często motywację daje nam dziecko, które otwiera nam drzwi do podjęcia działań, zachęca nas do spojrzenia głębiej, szerzej, inaczej, Dziecięca, wrodzona zdolność do motywowana rodziców jest nieoceniona! Często rodzice zaniepokojeni zachowaniem dziecka, zaczynają szukać wsparcia, pochłaniają wiedzę na dany temat i zgłaszają się do specjalistów. Przeżywają przy tym całą paletę emocji, z przewagą tych trudnych. Spróbujmy z innej strony. Czy wyobrażacie sobie pomyśleć o tej motywacji jako czymś inspirującym? Czymś , dzięki czemu możliwa jest zmiana na lepsze? Czymś, dzięki czemu otrzymujecie szansę na poprawę
relacji, odnalezienie w sobie pokładów sił, dotąd niepoznanych? Szansę na bycie bliżej swoich potrzeb i bliżej potrzeb członków waszej rodziny? Co pakujemy do plecaka wyruszając w podróż? Często tym, co bierzemy ze sobą wchodząc na drogę zmian są: poczucie winy, wstyd, bezradność rodzicielska, złość, strach, osamotnienie i poczucie straty. Mieszanka mocno obciążająca nasz plecak. To, że pakujemy go w ten sposób jest zrozumiałe, zwłaszcza w sytuacjach, gdy decyzja o zmianach jest nam narzucona z góry (pogorszenie stanu zdrowia, trudności szkolne, konflikty rodzinne, straty). Warto zastanowić się do kogo ten bagaż należy? Do Ciebie i Twojej rodziny? Jeśli tak, wy macie wpływ na to, co z nim zrobicie! Czy włożycie go wyruszając w nieznaną drogę czy zaopiekujecie się nim i trochę przepakujecie? Tylko jak to zrobić?

Zauważyliście, że dokonując zmian w życiu, rzadko kiedy robimy listę przydatnych nam umiejętności, listę wspierających myśli oraz osób, do których zwrócimy się o wsparcie? Wracając do naszego plecaka. Wyruszając w drogę mamy zazwyczaj plan, czego potrzebujemy, takie standardowe wyposażenie. Może warto pomyśleć o takim „standardowym wyposażeniu”dla waszej rodziny w procesie dokonywania zmian? Co może wam się przydać? Co każdy członek rodziny może dać od siebie? Jakie są wasze mocne strony jako rodziny i mocne strony Twoje, partnera/partnerki, dzieci z osobna? Do kogo zwrócicie się o wsparcie, gdy na danym odcinku drogi będziecie spragnieni a zabraknie wody? Dla każdej rodziny „standardowe wyposażenie” jest unikalne i wyjątkowe. W waszej rodzinie jest odpowiedź na te pytania. Macie tę siłę już teraz. Odkryjcie ją razem!

Kibicuję!
Aleksandra Mospan-Ustyniak


Dziecięce wybuchy złości

Czy mieliście takie odczucie w rodzicielstwie, że podczas wybuchu złości  waszego dziecka czujecie jakbyście nagle wsiedli do pędzącego na oślep pociągu bez maszynisty i nie wiedzieli jak go zatrzymać? Jeśli tak, to ten tekst powstał z myślą o was. Skąd pomysł na takie porównanie... Co ma wspólnego dziecko przeżywające złość z pędzącym na oślep pociągiem bez maszynisty? Otóż wiele.

1.Najważniejsze- dziecko zalewane przez falę złości potrzebuje dorosłego, który przywróci mu poczucie bezpieczeństwa i spokoju, podobnie jak w pędzącym na oślep pociągu bez maszynisty, wskakując, wiesz  że od Ciebie zależy jego zatrzymanie.
2. W ferworze złości, dziecku trudno zobaczyć co się z nim właśnie dzieje - Ty jesteś wsparciem w nazwaniu jego stanu, tak, jak potrzebujesz rozglądać się w pociągu, by zorientować się, że maszynisty brak.
3. Czy odwrócenie swojej uwagi od tego, co się dzieje w pociągu pomoże Ci go zatrzymać? Nie bardzo...Podobnie jest, gdy próbujemy różnych strategii odwracania uwagi naszego dziecka podczas złości, chwilowo może przestanie płakać, ale złość dalej w nim będzie i wybuchnie przy innej okazji.
4. Co wybierzesz, kiedy zorientujesz się, że od Ciebie zależy zatrzymanie pociągu - wpadanie w chaos, krzyk na pasażerów i przerażenie czy spokój i opanowanie, by móc jasno myśleć? Mózg dziecka rezonuje z mózgiem rodzica, co więcej wygląda to jak połączenie WIFI - spokojny rodzic koi dziecko, niespokojny podtrzymuje jego pobudzony stan. Co zatem możemy zrobić, by zatrzymać ten pędzący pociąg? Pierwszym krokiem, bez którego kolejne będą trudne do postawienia jest zatrzymanie siebie. Zatrzymanie całej reakcji stresowej, włączającej się w odpowiedzi na dziecięcą złość. Wracając do rozpędzonego pociągu. - przywróćmy swoją równowagę i spokój, po to by mieć dostęp do racjonalnego myślenia,
ustalone zostało, że działanie w emocjach jest zazwyczaj irracjonalne -zatrzymajmy sie, aby rozglądnąć  się dookoła i sprawdzić czy jest w pociągu maszynista oraz dostrzec, że pociąg jedzie na oślep - przyjmijmy, że to w moich rękach jest los pasażerów pociągu i ode mnie zależy, dokąd dojedzie pociąg - w przepaść czy zatrzyma się bezpiecznie na stacji

Pociąg... A co z dzieckiem?
Spokojny rodzic zaopiekuje się dzieckiem, które przeżywa silne emocje (pomocne : "widzę, że Ci trudno"). Spokojny rodzic zostanie przy dziecku, by towarzyszyć w wyrażeniu i zaakceptowaniu silnych emocji (pomocne: "jestem przy Tobie, jeśli potrzebujesz się przytulić, to jestem") Spokojny rodzic nazwie dziecku, stan, w którym się znalazło (pomocne "widzę, że zdenerwowało Cię to, że nie chciałam/em kupić Ci słodycza"). Spokojny rodzic pomoze dziecku w jego samoregulacji (pomocne : "chodź, policzmy ile zajmie nam czasu dojście do kas - a może zamiast iść będziesz skakać jak żabka?"). Co w sytuacjach, gdy mamy tylko pięć sekund by zatrzymać pociąg? Włączamy hamulec awaryjny bez zastanowienia. W każdej sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu dziecka (ryzyko wpadnięcie pod samochód, porażenia prądem, itp) - działamy pomijając wcześniejsze kroki. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się rzadko, zazwyczaj mamy więcej czasu na odpowiednią reakcję. Pamiętajmy : Spokojny rodzic dotrze z dzieckiem do bezpiecznej stacji, którą jest przekaz - kocham Cię i akceptuję, zwłaszcza wtedy, gdy potrzebujesz, żebym zatrzymał ten pędzący na oślep pociąg bez maszynisty!


Relacja bez kar i nagród

W relacji z dzieckiem, w której porzucamy stosowanie kar i nagród ważnych jest kilka kwestii. W tym artykule chcę poruszyć dwie z nich, tworzące fundament w temacie budowania relacji z naszymi pociechami...

1. ZNAJOMOŚĆ WŁASNYCH GRANIC
"Granice są ważne"
"Warto znać swoje granice"
"Nie pozwalaj, żeby ktoś naruszał Twoich granic"
Wszędzie o tym mówią i piszą — o co właściwie chodzi z tymi granicami? Szczerze? Nie miałam bladego pojęcia, o co chodzi, dopóki nie zrozumiałam, że mam prawo mówić "NIE" zawsze i wszędzie, a nie tylko chwilami. Wtedy zaczęłam poznawać siebie. Dla mnie granica osobista jest wyznaczeniem tego, co moje — tego, na co ja mam wpływ, tego, co czuję, co myślę, czego ja potrzebuję. W kontekście rodzicielstwa moja granica informuje mnie, na co chcę się zgodzić, na co zgody nie mam, czego się boję, w jakim stopniu zaspakajam swoje potrzeby i kiedy szczególnie potrzebuję się zatrzymać. Jestem wdzięczna córce też za to, że bycie w kontakcie z nią prowokuje mnie do ciągłego bycia w kontakcie... z samą sobą.
Granica czyni mnie "jakąś i wyrazistą".
"Stawiać dziecku granice czy informować, gdzie zaczynają się i kończą  moje, rodzicielskie?" - często słyszę to pytanie.
I dla mnie, nie chodzi o wyznaczanie granic dziecku a o to, żeby być autentycznym i mówić o swoich granicach — o tym, co mi się nie podoba, na co nie ma mojej zgody i o co się martwię w danej chwili. Chodzi o uczenie dziecka, że człowiek ma prawo być" jakiś i wyrazisty" zamiast "taki sam jak inni". Ma prawo mówić o swoich potrzebach i dbać o ich zaspakajanie. Schody zaczynają się wtedy, gdy potrzeby rodzica i dziecka w danej chwili są zgoła różne... O tym w następnym kroku, bo ważne jest najpierw poznać bardziej siebie, by być w bardziej świadomym kontakcie z dzieckiem.
I tym sposobem dochodzimy do drugiej, jakże ważnej kwestii w rodzicielstwie bez kar i nagród.

2. DBANIE O SIEBIE
Wiem... Zdanie "drogi rodzicu, zadbaj o siebie" może działać na nas drażniąco. Znam to uczucie. Niby jak mam dbać o siebie, gdy jestem z dzieckiem cały dzień bez pomocy innych osób do wieczora, na głowie jest do zrobienia obiad, a wyjść nie ma jak, bo co chwilę jest karmienie...." Zadbaj o siebie, drogi rodzicu" - durny frazes.
Tyle że w relacji bez kar i nagród z naszym dzieckiem wyjątkowo potrzebujemy sił, pokładów cierpliwości i energii na wiele rozmów o tym samym. O ile łatwiej jest wysłać płaczące dziecko za karę  do pokoju niż być przy nim, tulić i nazywać co się z nim dzieje. O ile łatwiej powiedzieć jest "nie zjesz obiadu, to nie będzie bajki" niż pozwolić na niezjedzenie i zaopiekować się swoją troską o pusty żołądek naszej pociechy. O ile łatwiej jest w sklepie powiedzieć do krzyczącego dziecka "uspokój się, to kupię Ci tę czekoladę" niż zniżyć się do dziecka i dać znać, że jest się obok, ze spokojem.
Bez ładowania swoich baterii trudno jest znajdować w sobie zasoby, tak potrzebne w relacji opartej o rozmowę, nie groźby i szantaż. Wiecie... Zadbanie o siebie to czasem wyjście do innego pokoju w epicentrum wybuchu złości naszego dziecka, czasem jest to głośne policzenie do 30, gdy tracimy siły, czasem jest to drzemka 15 minutowa a czasem słowa "potrzebuję wsparcia"

Zadbaj o siebie drogi Rodzicu, naprawdę Twój poziom sił i energii jest fundamentem w Twojej relacji z dzieckiem.
Jakie macie sposoby  na "łapanie oddechu" i ładowanie baterii w rodzicielstwie?


Autor:
Mgr Aleksandra Mospan